W radiu zagranicznym całkiem nieoczekiwane wiadomości o wielkich strajkach i rozruchach w Berlinie wschodnim [17–19 czerwca]. Czołgi sowieckie na ulicach i wojska sowieckie uśmierzają ludność. W momencie żądania przez Sowiety usunięcia wszystkich obcych wojsk z Niemiec nie jest to dla nich wygodna rola. Kott beztrosko powtarza wersję oficjalną, że zamieszki wywołali Amerykanie przerzuciwszy bojówki do Berlina wschodniego. A jest chyba dość inteligentny, aby wiedzieć, że przyczyna zamieszek jest znacznie prostsza. Nikt nie może wytrzymać i wszyscy mają już dosyć rządów rosyjskich. Ale Rosja będzie musiała wrócić do najostrzejszego terroru. Najlżejsze rozluźnienie śruby może wszędzie natychmiast wywołać zamieszki. To dramat podobnego rodzaju ustrojów, że nie ma dla nich odwrotu. Nie mogą już rozewrzeć kłów raz zaciśniętych, nie mogą wyjąć żądła z ofiary, bo to ich śmierć. Wszystko to jest tym dziwniejsze, że wedle prawdopodobieństwa racja przyszłości jest po stronie Rosji. Tylko że tej racji nikt nie może wytrzymać.
Wrocław, 19 czerwca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Tego dnia staliśmy — my, berlińczycy z zachodnich dzielnic — przed zamurowaną granicą, płakaliśmy i byliśmy wściekli. [...] Pęknięcie przez środek miasta przebiegało teraz przez wiele rodzin. Dla zachodnich berlińczyków dramatem była budowa muru [...]. Dla wschodnich berlińczyków mur dopiero miał stać się dramatem, traumą. [...] Dla ludzi z Berlina Wschodniego NRD była odtąd początkiem i końcem ich świata. Kto chciał uciec z tego gigantycznego więzienia, ryzykował życiem.
Berlin, 13 sierpnia
Maria Buczyło, Agnieszka Dębska, Marzenie o upadku Kurtyny, „Karta” nr 53/2006.